Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Panorama Wałbrzyska: Historia rysowana na ciele

PG
Pan Sebastian potrafi stworzyć na ciele dzieła sztuki. Woli autorskie projekty, od szablonowych wzorów. Uważa, że kobiety są bardziej wytrzymałe na ból

Wałbrzyszanin, Sebastian Marciszak, pierwsze lekcje tatuażu pobierał od byłych więźniów.
Z czasem opanował jednak tę sztukę znakomicie. A że ma duży talent plastyczny stało się to jego sposobem na życie. Maluje też aerografem, jak mówi – na czym się da.
– Pierwsze tatuaże zrobiłem blisko 18 lat temu. W szóstej klasie szkoły podstawowej, kolegom z klasy – opowiada.
Chodził do szkoły przy ul. Św. Józefa, w dzielnicy Sobięcin. Byli tam młodzi ludzie z kryminalną przeszłością. Oni udzielali mu wskazówek jak wziąć się za tworzenie obrazków na ciele. – Nie wpłynęło to dobrze na moją edukację, bo zamiast chodzić na lekcje, tatuowałem kolegów – wyjaśnia, śmiejąc się.
W 2000 roku zaczął jednak pracować jako tatuażysta. Między innymi w salonie kosmetycznym w hotelu Maria. Zaglądały tam często panie z Night Clubu. Kiedy widziały jego prace, chciały, żeby robił im drobne obrazki.

– Kobiety częściej się tatuują. Są też zdecydowanie odważniejsze od mężczyzn i bardziej odporne na ból – wyjaśnia Sebastian Marciszak. Wie, co mówi. W życiu wytatuował już co najmniej tysiąc osób. Tylko w ciągu ostatnich, dwóch lat, od kiedy otworzył w Wałbrzychu Studio Tatuażu Artystycznego „Hardcore Tattoos” około 300. Byli wśród nich m.in. lekarze, kuratorzy, jeden znany polityk z Wałbrzycha.
Ludzie na co dzień stateczni i poważni, pozwalają sobie jednak czasami na odrobinę szaleństwa.
– Moja najstarsza klientka miała 67 lat. Przyszła z córką, która robiła sobie coś na ramieniu. Starsza pani stwierdziła, że ona chce mieć wytatuowane chińskie znaczki – odwagę i cierpliwość. To była wyluzowana, młodzieżowa kobieta – opowiada.

Mało wyluzowani bywają natomiast wielcy mężczyźni, o posturze kulturystów. Widać, że „pakują” w siłowni, ale często po 10 – 15 minutach nakłuwania bledną i robi im się słabo. – Podobnie jak pewien klient, który zażądał, żeby wytatuować mu muchę na członku. To było straszne. Mdlał po każdym ukłuciu – wspomina pan Sebastian.
Zaskoczyła go też 16-latka, która przyszła z mamą i chciała, żeby wytatuował jej na łopatce plaster arbuza z ośmioma pestkami.
Widziała taki, kiedy miała 7 lat, u jakiegoś punka na ręce. Zachwyciła się i czekała przez lata, żeby zrobić sobie taki sam. W dziedzinie tatuażu obowiązują oczywiście mody i trendy. Kiedyś popularne były właśnie chińskie znaczki.
Ostatnio biomechanika (wygląda to, jakby pod rozerwaną skórą człowiek miał jakieś śrubki i przekładnie), triballe i japońskie wzory. Obrazki bywają trójwymiarowe.
Widać np. jakby ryba wypływała z wnętrza ciała, czy jakby chodził po nim pająk.
Sebastian Marciszak dzięki talentowi potrafi też wykonać podobizny ludzkich twarzy. Dziesiątki twarzy w różne wzory pomalował natomiast w ubiegłym roku, przed wystawieniem w Wałbrzychu opery Don Giovanni.

– To były trzy dni spędzone na malowaniu pod namiotem. Ale, na szczęście, lubię to co robię – zapewnia wałbrzyszanin.
Teraz prowadzi salon w Wałbrzychu, w dzielnicy Stary Zdrój, przy ul. Armii Krajowej 5c.
Więcej informacji można znaleźć na oficjalnej stronie salonu: www.hardcoretattoos.pl.

Tekst ukazał się w Panoramie Wałbrzyskiej z 17 lipca 2012

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na polanicazdroj.naszemiasto.pl Nasze Miasto